sobota, 13 lutego 2016

Nadzieja 4


Wiem, że zachowuję się trochę szalenie
Wykończona, lekko zdezorientowana
Z ręką na sercu, modlę się
Abym wyszła z tego cało

Wpatrywałam się w niego tępym wzrokiem, aż małe, niepozorne tabletki zaczęły ciążyć mi w dłoni niczym sztanga. Dyskretnie przełknęłam ślinę, nie wiedząc, jak mam zareagować. Mój puls znacznie przyśpieszył, a głośny szum krwi w uszach zakłócił zdolność logicznego myślenia. Nikt nie wiedział, że je biorę. Nawet Ewa, której za poradą mojego psychologa starałam się mówić o moich lękach i spostrzeżeniach jak najwięcej. Już jakiś czas temu zaczęłam się martwić o dzień, w którym nie zostanie ani jedna. Co bym bez nich zrobiła? Moje cholernie pokręcona straciłoby jedyny sens, jaki mi pozostał. Spięłam wszystkie swoje mięśnie, gotowa do ataku niczym drapieżny kot prężący się na swoją ofiarę. Zagryzłam bok policzka od wewnątrz tak mocno, aż poczułam metaliczny smak krwi. Nieznacznie zmrużyłam powieki, nie mogąc przewidzieć następnego ruchu mężczyzny. Nasza nieruchomość wydawała się z pozoru łatwą grą. Kto pierwszy się ruszy, ten przegrywa. Wiedziona nagłym impulsem wstałam, zaciskając nerwowo pięści. Byłam teraz bardziej wściekła niż smutna. Jak śmiał mi przeszkodzić? W mojej głowie narastał coraz większy ryk, którego nie potrafiłam powstrzymać. Szalał niczym prawdziwy sztorm na morzu, roztrzaskując o ostre skały statek z mnóstwem marynarzy na pokładzie. Nawet nie zdążyłam mrugnąć, gdy Kuba dobiegł do mnie, próbując wytrącić mi moje 'lekarstwo', ale nie mogłam na tobie pozwolić. Zaczęliśmy zaciekle się szarpać. Z oczywistego punktu widzenia byłam skazana na porażkę, co po chwili zaczął mi dobitnie udowadniać. Przez moje gardła przeszedł głuchy jęk, gdy pigułki niczym małe drażetki rozsypały się po podłodze, tworząc nieprzyjemny dla mojego ucha stukot. Moje mięśnie zwiotczały, a ramiona opadłyby bezwładnie wzdłuż boków, gdyby nie Błaszczykowski.
Podtrzymywał całe moje ciało. Uczepiłam się niego niczym pijawka, przez co pewnie kiedyś strzeliłabym sobie w policzek. Ale teraz było mi wszystko jedno. Zaczęłam bezwiednie szlochać w szeroką pierś mężczyzny, raz za razem uderzając w nią zwiniętymi pięściami. Mazałam się jak głupia nastolatka, ale wtedy mogłam chociaż pójść, spojrzeć w szmaragdowe oczy matki i utonąć w oceanie spokoju. Musiałam o tym zapomnieć. Musiałam. Aczkolwiek nadal widywałam je w moich upiornych snach, po których nie potrafiłam zmrużyć oka. Rozszerzyłam skrzydełka nosa, wdychając zapach męskich perfum. Wdarły się niczym huragan wprost do mojego poszarpanego umysłu, działając jak klej na rozerwane kawałki białej kartki. Nie zostało na niej zapisane żadne słowo. Tęsknie czekało, aż atrament pozostawi na niej swój ślad. Chciała mieć poczucie, że jest komuś potrzebna. Usiadł na moim łóżku, a ja nie miałam innego wyjścia niż spokojnie - o ile jest to słowo odpowiednie do nazwania mojego stanu - ułożyć się w jego uścisku. Zaciskając smukłe palce na krańcach koszuli klubowej szesnastki czułam, jak drżą mu plecy. Wkrótce moje sumienie zaczęły gryźć gderliwe wyrzuty sumienia. Nie dość, że ma i tak dużo problemów, to jeszcze ja narzucam mu swoje? Pamiętam, jak kiedyś mój widok przyprawiał go o wstręt. Skąd ta nagła, tak nieoczekiwana zmiana w tym zachowaniu? Duży udział musiała mieć w tym Ewa, która pewnego dnia starając się nie krzyczeć zdołała mu wytłumaczyć, iż jestem tylko normalnym człowiekiem. Jego następne słowo wryły się wyjątkowo mocno w moją pamięć. Nie mogę na nią patrzeć. W kółko, gdy widzę oczy tej... dziewczyny, widzę przed sobą A g a t ę. Nie Martę, ale właśnie ją. Czemu los mnie tak karze, co? Wytłumacz mi to, do jasnej cholery! Wzdrygnęłam się mimowolnie, jednakże nie pozwalając mu teraz odejść. Starałam się o tym zapomnieć, zatrzeć tą niedogodność, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, co właśnie robię. Pozwalam mu się dotykać, nawet jeśli ogranicza się to do kontaktu przez ubrania. Nie wiem, dlaczego to robię. Niecierpliwie próbuję znaleźć jakąś konkretną odpowiedź w swojej głowie, ale nie ma tam nic sensownego.
Mój oddech stawał się coraz spokojniejszy. Z każdą chwilą utwierdzałam się w przekonaniu, że to ja jestem okropna, albo on umie kłamać. Pierwsza wersja wydawała mi się jednak bardziej prawdopodobna niż cokolwiek innego. Jęknęłam, czując, jak tracę panowanie nad swoim powiekami. Miałam ochotę zatracić się w ciemności, która obezwładniała całe moje ciało. Chciałam zapomnieć, jak się oddycha. Pragnęłam tego.

********************************

Rzuciłam siatki z zakupami na stół, biorąc głęboki wdech. Nie wiem, dlaczego tak szybko pędziłam do domu. Na oparciu krzesła powiesiłam skórzaną ramoneskę, bębniąc palcami o stół. Miałam nadzieję, że Łukasz już wrócił. Chciałam z kimś po prostu powiedzieć, nie wywołując tematu Agaty i związanego z tym bólu. Ruszyłam nerwowo na górę, delikatnie przygryzając wargę. Łoskot dobiegający z naszej sypialni upewnił moje przekonanie, iż mój mąż zdążył przed mną. Uśmiechnęłam się delikatnie, na razie nie chcąc mu przeszkadzać, ponieważ mogłabym jeszcze zobaczyć go... bez koszulki. Na moje dotąd blade policzki wstąpił chwilowy rumieniec. Zaczęłam się zastanawiać, gdzie mógł się podziewać Kuba, jeśli nie było go w salonie. To tam przesiadywał, zazwyczaj czytając książki. Niby Jurgen dał mu kilka dni wolnego, ale podobno już jutro wybierał się na trening. Mimo wszystko widziałam, jak bardzo brakowało temu mężczyźnie codziennego wysiłku fizycznego. Westchnęłam cicho, czując zbliżający się ból głowy. Musiałam w końcu odpocząć. Ostatnie dni zlewały się w jeden wielki ciąg, które nie byłam w stanie rozróżnić. Nerwowym ruchem przeczesałam włosy, jednocześnie przygryzając wargę. Kiedyś sądziłam, że nie dam rady wytrzymać takiej presji, ale najwyraźniej życie postanowiło dać mi jeszcze kilka kart, abym mogła w spokoju zbudować stabilną konstrukcję. Zawahałam się przed zapukaniem do drzwi od pokoju Marty. Nie dobiegały z niego żadne odgłosy, więc mogłam sądzić, że dziewczyna po prostu śpi. Słowa mojego przyjaciela nadal odbijały się echem w myślach. Trudno zapomnieć o czymś takim. Wręcz czekałam, aż po prostu poprosi o to, aby pomóc mu w powrotnej przeprowadzce do swojego domu. Ale jednocześnie czułam, iż każde pomieszczenie niesie ze sobą jeszcze dużo bólu. Minie dużo czasu, zanim postawi tam swój krok. Być może dziewczynki mu w tym pomogą. Przymrużyłam powieki, zastanawiając się, jakimi jeszcze niespodziankami uraczy nas los. I jedną właśnie zobaczyłam, przekraczając próg pokoju.
Zachłysnęłam się wdychanym powietrzem, widząc tą niebywałą scenę. Blondynka spała w objęciach Błaszczykowskiego, który obejmował ją swoimi ramionami w talii. Jej jasne włosy rozsypały się bezładnie na jego nadzwyczaj spokojnej twarzy, ponieważ była do niego odwrócona tyłem. Ich klatki piersiowe unosiły się i opadały w tym samym rytmie. Wpatrywałam się jak urzeczona w ten obrazek wręcz wycięty z otaczającej mnie rzeczywistości. Kątem oka dostrzegłam na podłodze kilkanaście małych pigułek, których większość walała się na puchatym dywanie. Aczkolwiek niemal natychmiast mój wzrok ponownie padł na tą parę. Zacisnęłam usta w wąską kreskę, wiedząc, że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Skrzyżowałam ręce na piersi, opierając się bokiem o twardą framugę, która zaczęła powoli wpijać się w moje ciało. Jednak ta niedogodność pozwalała mi dostatecznie jasno myśleć. Gorączkowo oceniałam całe zajście, dochodząc jedynie do wniosku, iż teraz nie powinnam ich budzić. Chciałam zawrócić z powrotem na korytarz, ale Łukasz mnie od tego powstrzymywał. Spojrzałam na jego twarzy, zauważając prawdopodobnie bardziej zdumioną reakcję od mojej. Po kilku minutach milczenia postanowiliśmy się stamtąd wycofać, starannie zamykając za sobą drzwi. Zmarszczyłam brwi, ostrożnie stawiając każdy krok.
- Jeszcze kilka dni temu złościł się, że przypomina mu Agatę - wyszeptałam, z trudem powstrzymując się od łez. Wylałam ich zbyt dużo. - A dzisiaj... Mam z nią o tym porozmawiać?
- Nie - powiedział zdecydowanym tonem Piszczek, ściskając krzepiąco moją rękę - daj temu spokój. Może to właśnie jest to, czego on potrzebuje? Odrobina normalności.
- I co, jeszcze ona się w nim zakocha! - prychnęłam lekceważąco, wiedząc, że jest to ostatnia ewentualność, z którą mam ochotę się uporać. - Bardzo kocham Martę, ale ona nie zdoła tego udźwignąć. Sama bardzo wiele przeszła.
- Daj jej czas.
----------------------------------------------------------------------------------------
Mówię oficjalnie, że możecie mnie zadusić za taki długi czas oczekiwania. Aczkolwiek czasami wolę pisać coś dłużej i nie robić tego na siłę, niż dodawać coś, co tak naprawdę nie nadawałoby się na to, aby ujrzeć światło dzienne. :)



1 komentarz:

  1. A ja najchętniej udusiłabym Cię za tak długą nieobecność, ale rekompensujesz to w stu procentach (no może w 99,9% XD). Wspaniały rozdział. Mam nadzieję na więcej scen z Kubą i Martą. :)
    Czekam na kolejny rozdział. ;*

    OdpowiedzUsuń